Translate

piątek, 6 września 2013

Zwiedzanie miasta

Oczywiście, nasz koordynator geologiczny nie odpisywał nam, a gdy poszłyśmy na wydział, jakiś koleżka powiedział, że gościu jest na czyjejś rozprawie doktorskiej. Na szczęście, po południu doczekałyśmy się jego maila, w którym stwierdził, że jeszcze nic nie wymyślił, ale mamy się nie martwić. No to git.;D
Odpowiednik wrocławskiego ING, aczkolwiek wygląda bez porównania lepiej. Nie tylko z zewnątrz.
Fajny witraż, co?;P

Poszłyśmy jeszcze do ogólnej koordynatorki i ona powiedziała nam, że będzie spotkanie geografów we wtorek. Wybieramy się na nie, bo geologicznych przedmiotów jest mało (tylko 3), a resztę będziemy robić na geografii.

Dzisiaj miało być coś jak zwiedzanie miasta. Ok. Poszłyśmy tam na 11., jak to było pierwotnie zorganizowane. Jednakże przesunięto to na godzinę 15., czego nie wiedziałyśmy wcześniej. Wiecie, na wczorajszej imprezie bawili się nasi węgierscy "opiekunowie", czyli studenci ESN. No, niektórzy ostro dali w palnik, hehe. Przypuszczam, że niektórym tych kilka godzin było potrzebnych.:P Są zdjęcia gdzieś tam na pejsbuku, jeszcze ich nie widziałam za bardzo, bo publiczny net nie pozwala na wszystko.;P
Mapa z zaznaczonymi punktami, które sobie zwiedziliśmy.;D

Wracając do zwiedzania miasta, okazało się, że podzielili nas na 5 grup i mieliśmy za zadania rozpoznać najpierw obiekt pokazany na czarno-białym wydruku, następnie dostać się tak jak najszybciej, aby później wykonać tam jakieś zadanko.

1. Wieża ciśnień. Od razu rozpoznaliśmy ten obiekt, który widział chyba każdy. Naszym "liderem" grupy był jakiś koleś z Turcji, który rzucił się od razu w pogoń i pobiegł tam, bo on niby wiedział, gdzie to jest. Jak się okazało, gówno wiedział. Przeszliśmy Przebiegliśmy się baaaardzo okrężną drogą i straciliśmy nie tylko czas, ale i energię. A bieganie z lapem nie należy do przyjemności, uwierzcie.:P Dotarliśmy na miejsce przedostatni, milusio.
2. Biblioteka o której wspominałam wczoraj. Rozrzucono tam 10 papierków z napisem ESN w różnych krzaczorach i mieliśmy je znaleźć jak najszybciej.:P

3. Jakiś złom nad rzeką Cisą, który symbolizuje wielką powódź, która nawiedziła Segedyn w 1879 roku. Tam dali nam 4 minuty, żeby złapać jak najwięcej Węgrów i zmusić ich do zrobienia sobie z nami fotki i fali pseudomeksykańskiej. No, coś tam wyszło.
4. Miejsce przy głównym deptaku, gdzie stoi pomnik z dumnymi lwami.

Tam już zrezygnowałam z dalszej zabawy, bo kazano nam zaczepiać rodowitych Węgrów i pytać ich o jakieś węgierskie słówka. Mnie już wczoraj jeden koleżka nauczył przeklinać. Jednak uznałam, że zamiast chwalić się swoimi umiejętnościami lingwistycznymi, opuszczę ekipkę (większość mojej grupki to Turkowie, którzy między sobą mówili po swojemu), poszłam na neta do maka i ... spotkałam Aguśkę.:D Ona po pierwszym punkcie wycieczki zdezerterowała.:P

5. Ostatnim punktem wiem, że była katedra, którą mijamy codziennie, ale trzeba znajomkom napisać głupotki, więc odpuściłam zabawę. Zdjęcia sprzed kilku dni. Trwają przygotowania do jakiegoś festiwalu, więc niech nie dziwią te rusztowania.;)
Wieczorem ma być Fish Soup Festival, na który się wybieramy jako erasmusowa dzicz. Odbywać się będzie gdzieś nad rzeką, ale wczesniej ma być meeting w jakimś parku. Spoko.;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz