Wczoraj na "Orientation weeku" główną atrakcją było szkolenie biblioteczne. O ile szkolenie było, delikatnie mówiąc, marne, to już sama biblioteka robi wrażenie.
Fot. http://2.bp.blogspot.com
Zaopatrzyłam się w kartę IESN (International Erasmus Student Network), zapłaciłam 3k HUF, aczkolwiek dostałam jeszcze starterek z Vodafone'a, a sama karta uprawnia mnie do zniżek w niektórych sklepach (np. New Yorker). Starter niby ok, ale coś nie działało. Smuta. Tak więc wybrałam się do salonu Vodafone'a, gdzie mnie oświecili. Zamiast +48 (do Polski) należy wybierać 00048, o czym nie wiedziałam. No nic, już wiem.;) W salonie pracowali młodzi mili ludzie, a co najważniejsze, znający angielski. Jeszcze zrobili mi internet w komórce i mam 500 MB, które da się w ogóle wykorzystać.:D
Wieczorem natomiast byla organizowana imprezka dla erazmusowców, na którą obowiązkowo się wybraliśmy. Kilka osób wie, że mamy w naszym domu (hehe) pokój barowy, więc wykorzystaliśmy ten fakt i tak nastał u nas "bifor". Naszych współlokatorów, braci czeskich, nie było. Właściwie to byli sami Polacy i jeden kolega z Włoch. Mamy odrobinę problematyczną sąsiadkę i, mimo że nie byliśmy jakoś specjalnie głośno, przyszła do nas chwilę po 22. i zaczęła drzeć japę i straszyć policją. No cóż, tak więc musielismy pójść do klubu.
Zaczęło się niepozornie...
Pozdro ;P
Na chatę zawinęłyśmy wcześnie. Tzn. to było już prawie wcześnie rano, aczkolwiek jeszcze nie świtało. Dziś miało być zwiedzanie miasta z tutejszymi działaczami erazmusowymi, ale wczoraj tak zabalowali, że właściwie to nawet ich nie spotkaliśmy dziś. Smutne.;P
Teraz musimy z Agusią iść do naszego koordynatora, bo nie mamy planu zajęć, nie znamy swoich przedmiotow, nie mamy nic. A w poniedziałek mają się zacząć zajęcia, hehehe.
Nadal nie mamy neta, więc musimy blożkować w plenerze. Jak tu:
Have fun!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz