Po czwartkowym wieczorku w klubiszczu, gdzie uraczono nas germańskim jadłem (było naprawdę smaczne, Może oprócz jakiegoś czegoś, co wyglądało jak bigos, ale było z jabłek :P Na szczęście ja się na to nie skusiłam, więc nie mam powodów do narzekań), rano trochę ciężko się wstawało, ale udało się! :D
Rano, co prawda tylko z Agnieszką i Kubą, pojechaliśmy pociągiem na kilka godzin do Suboticy. Jest to już dość spore miasto (prawie 100 000 mieszkańców) położone w północnej części Serbii, blisko granicy z Węgrami. Samo miasto jest zdominowane przez Węgrów, gdyż
W mieście znajduje się sporo budynków, które przypominają o przeszłości związanej z czasami austriackimi. Jedna z dawnych nazw Suboticy, to Maria-Theresiopel, na cześć Marii Teresy Habsburg, cesarzowej Austrii.
Wycieczkę zaczęliśmy od udanych poszukiwań biura informacji turystycznej, gdzie dostaliśmy trochę materiałów o mieście. Zresztą, nie tylko o mieście, bo nawet jakiś zabawny przewodniczek o Suboticy i Segedynie. :P
A oto co zobaczyliśmy w mieście:
2. Katedrę późnobarokową.
Trochę popękana, niestety.
3. Synagogę - budowana w tym samym stylu architektonicznym, co ratusz (secesja).
Aktualnie w remoncie.
4. Barokowy kościół franciszkanów.
5. Cerkiew prawosławna, która nie za bardzo wygląda jak cerkiew, ale jeśli wierzyć mapie i tablicom...
Miasto zrobiło na nas dobre wrażenie. Było zadbane, czyste i znajdowało się tu mnóstwo zieleni. Zieleń (przynajmniej ta na drzewach) nie była już taka zielona, ale i to ma swój urok. :) Mnóstwo kamienic i budynków post-habsburgskich ma swój urok.
Po kilku godzinach spędzonych w Suboticy poszliśmy na autobus, który zawiózł nas wprost do Nowego Sadu. Ale o tym kiedy indziej. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz