Translate

poniedziałek, 14 października 2013

Nowe terenówki

Tak mi się wydaje, że i ten weekend "streszczę" w co najmniej trzech odsłonach. Bo nie zmieści się w jednej. :P
Agnieszka i jej chłopak, Kuba, w czwartkowy poranek pojechali na wyprawę nad Balaton i do Budapesztu. W czwartek wieczorkiem również była tradycyjnie impra w "zacnym" klubiszczu. Z ciekawostek, mieliśmy znów bifora u nas, trochę nam się zasiedziało, może było trochę głośno się zrobiło (chociaż było tylko 7 osób!) w pewnym momencie, ale przed 23. się zawinęliśmy. Kiedy już Ola zamknęła drzwi i zaczęliśmy iść, widzimy, że zza winkla nadjeżdża policja. Oczywiście, znów do nas. :D A to peszek, imprezy już nie było.:<
Zawinęłam się jakoś po godzinie, bo chciałam się spakować i wyspać przed terenówkami. Tak się grzebałam, że nie dość, że się nie spakowałam, to poszłam spać dużo później, niż wcześniej sobie to zaplanowałam. Zbiórka była na 7:30, ale bez problemu byłyśmy z moją czeską współlokatorką, Betką, na czas. Jechaliśmy z Węgierskimi studentami (15 osób) + 6 erazmusów (4 Czechów, ja i Francuzka) + dwóch prowadzących (i chyba jedna doktorantka).

Pierwszy przystanek to miejscowość Kiszombor, gdzie najpierw zwiedziliśmy średniowieczną rotundę z XII w., wewnątrz jest ona podzielona na sześć segmentów, zawiera również freski (późniejsze, XIV w.), jednak w dużej mierze zniszczone (zostały zamalowane białą farbą, która uniemożliwia ich rekonstrukcję).
Potem pojechaliśmy na przygraniczny posterunek policji (gdyż teraz policja pełni na Węgrzech rolę straży granicznej) i posłuchaliśmy trochę o pracy w takiej jednostce. Właściwie kolesie mówili tam tylko po węgiersku (może też po rumuńsku), erazmuskom tłumaczyli prowadzący zajęcia. Ogólnie to po "arabskiej wiośnie ludów" mają problemy z ludźmi, którzy próbują przekroczyć nielegalnie granicę. Jak, w np. 2008r. było to <1800 osób, to w 2012r. liczba ta była bliska 5000. Zapoznali nas ze sprzętem, którym sprawdzają dokumenty, kamerami termowizyjnymi, dali przymierzyć kamizelki kuloodporne czy tam opowiadali o pomysłowości przemytników. A ci naprawdę potrafią być pomysłowi!

Potem przemieściliśmy się nieco na NE, do miasteczka Makó. Miasta za bardzo nie widzieliśmy, mieliśmy tylko iść do kąpieliska termalnego i SPA, ale nie wyszło. W ogóle, Makó to miasto słynące z produkcji cebuli. :P I budynek tamtejszej łaźni termalnej przypomina cebulę. Szaleni ludzie. :D
Oczywiście, słuchaliśmy w uwagą historii powstania tego budynku, choćby takich, że budowa była ponad 4 razy droższa niż zaplanowali. Ja, że mieszkam w Polsce i słucham czasami o polskich inwestycjach (trafionych lub nie), nieszczególnie byłam zaskoczona, że taki fakt mógł mieć miejsce. Jednak koleżanka z Francji bardzo była baaardzo tym faktem zaskoczona. No cóż, Europa Środkowa wita! :D

Zamiast się taplać w łaźni, znów pokierowaliśmy się na NE, do miejscowości Mezőhegyes, gdzie spotkaliśmy koniczki. Jest to pozostałość po stadninie, gdzie szkolono konie służące w armii Cesarstwa Austro-Węgierskiego.
Oczywiście, już sam zespół budynków i rozmiary kompleksu robią wrażenie, zwłaszcza, że wszystko jest utrzymane w dobrym stanie. Głównie zajmują się hodowlą noniuszy, aczkolwiek mają tam również inne konie. Pokazali nam również swoje muzeum dotyczące hodowli koni. Niestety, pojeździć nie dali. :P Za to mieliśmy tam obiad, który zrekompensował nam brak łaźni termalnej i jazdy na koniczku.

Pod koniec dnia zabrali nas do Magyardombegyház. Jest to bardzo niewielka wieś (<300 osób), której nawet nie nazywali wsią tylko osadą. Liczba mieszkańców jest niska i ciągle spada. Młodzi wyjeżdżają, zostają praktycznie tylko starsi. Jedną z przyczyn jest "brak perspektyw", słaba edukacja, brak równych szans, ludzie nie mają zajęcia, nie mają pieniędzy, etc., etc. Jak wyszło w rozmowie (a czego się domyślałam już po pierwszych zajęciach), nasz prowadzący zajęcia jest neo marksistą, czyli coś, co lubię. :P Ziomek pokazał nam tę miejscowość i bardzo narzekał, że rząd nic z tym nie robi! A co ma zrobić?
Chociaż w jednym się zgodzę - woda, z której korzystają, jest wysoko "wzbogacona" związkami arsenu, co nie wpływa korzystnie na zdrowie mieszkańców. To jest problem. Miejscowe ujęcie wody korzysta, z izolowanej przez gliny/iły, soczewy, gdzie jest wysoka mineralizacja wody i wzbogacenie jej w As. Chciałam podpytać o więcej, ale gostek nie zajmuje się geologią, a geografią społeczną.
W tej wsi już jest sporo domów opuszczonych (co nie jest pierwszą taką wyludnioną osadą na Węgrzech). Kolejny problem jest taki, że w takich wsiach zaczynają się osiedlać cyganie, którzy najpierw stanowią 10% mieszkańców, a po paru latach jest to już 90%.

Wieczorkiem pojechaliśmy do miasta Gyula (o nim jutro) na szoping to Tesco. Prowadzący powiedział, że mają to być tylko zakupy spożywcze, żadnego alkoholu! Oczywiście, że to wkręt. Ale tu znowu nasza koleżanka z Francji bardzo się zdziwiła i dała się na początku wkręcić, że tamci mówili na serio.:D
No, a kto najbardziej zakrapiał imprezę? Oczywiście, że prowadzący! W ciągu dnia nie za bardzo nawiązaliśmy kontakt z węgierskimi studentami, ale wieczorem wszystko stało się bardziej jasne. Po prostu oni się nas bali. Nie ma czego. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz