Translate

sobota, 11 stycznia 2014

Sąsiadka

Jak już może kiedyś wspominałam, nasza sąsiadka chyba nas nie lubi. Oczywiście, wpadła do nas parę razy wieczorkiem na chwilę, ale nie po to, żeby z nami cieszyć się pobytem w Szeged, ale żeby nieco nam ten pobyt obrzydzić. Nawet wzywała parę razy "posiłki", czyli mieliśmy odwiedziny miejscowych rendőrség, którzy jednak nigdy niczego niepokojącego u nas nie znaleźli. Naszej sąsiadce jednak naszych "harców" było za wiele i ... zgłosiła sprawę dalej! Obecnie jeszcze nie do końca wiemy, jakie są procedury i co nam grozi, aczkolwiek sprawa trafiła do jakiegoś lokalnego urzędu/administracji. Nasz pośrednik nie do końca nam to wyjaśnił, bo póki co sam nie zna procedur i nie wiemy nawet za bardzo, co miał na myśli mówiąc "local government". Wpierw jednak właścicielka, która jest za granicą, musi udowodnić, że w domu nie mieszka ona, ale my. 
Moje dziewczyny z Polski są trochę zaniepokojone sytuacją, ja i Czesi w sumie mamy z tego polewkę, chociaż nikt z nas nie chciałby mieć problemów z miejscowymi władzami. Bo po co nam to? Kobieta ma problem do nas o to nawet, że schody skrzypią (!). Podobno razu pewnego pokazywała naszemu pośrednikowi, które schodki skrzypią najbardziej i których mamy unikać. Ta, jasne. Ok, gdyby to był 1 schodek. Ale 3 po kolei?! Przefruniemy. :D
Jest jednak dla nas jasne, że nie będzie żadnej imprezy. ŻADNEJ.
W sumie rozmawiałam o tym z koleżanką z ESN, była zaskoczona. Poprzedni erazmusowcy, którzy mieszkali w tym domu, robili biby na 50-60 osób (w tym grillowanie w przydomowym ogródku), a teraz ma się nam oberwać? Trochę słabo. Jednak wcześniejsze zabawy organizowane na Dobó utca nas nie dotyczą, bo mamy dokumenty, gdzie jest informacja, że jesteśmy tu od września 2013.

W każdym razie, będziemy usuwać pewne oznaki, które mogłyby przeczyć naszej niewinności. To, oczywiście, nie jest cała kolekcja, ale przyznajcie, że prezentuje się całkiem ładnie (polskie akcenty wyjaśnia poprzedni wpis).:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz